Korzystając z pierwszego pogodnego dnia tego roku, pierwszego tak ciepłego, nie można było siedzieć bezczynnie w domu. Koniecznie trzeba było ruszyć maszynę w trasę. Trochę spontan, odrobina planowania i jeśli dobrze liczę to już trzeci sezon w tym roku kalendarzowym.
Data: | 09.05.2021 |
Odległość: | 290 km |
Motocykle: |
Honda Rebel |
Spotykamy się o 10.50 na stacji BP przy ul. Bora Komorowskiego. Na spontaniczny wyjazd zdecydowało się 5 osób: Barbara, Justyna, Dominik, Artur i ja. Naszym celem jest droga. Chcemy się poprostu przejechać, rozruszać po długiej zimie. Przypomnieć sobie wszystko czego do tej pory się nauczyliśmy.
Początkowo kierunek zachód. Niespiesznie przebijamy się przez miasto, aby w końcu je opuścić i cieszyć się zakrętami. Daleko nie ujeżdżamy. W Brzoskwini zatrzymujemy się aby nacieszyć oczy pięknym widokiem. Pogoda jest tak cudowna a powietrze tak przejrzyste, że spokojnie możemy podziwiać Tatry i Babią Górę jeszcze w zimowej kreacji.
Od tego momentu rozpoczynamy powolny zwrot przez północ na wschód. Krzeszowice, Przginia, Olkusz, Rabsztyn, Wolbrom. Wszędzie czuć wiosnę. Jest ciepło, słońce przyjemnie grzeje, ale nie jest gorąco. Temperatura i pogoda idealna na wycieczkę. Nawet ruch drogowy wydaje się jakby mniejszy.
Przed Miechowem krótki postój. Zainteresowała nas jedna budowla tuż przy drodze. Pozostałości po obrotowej wieżyczce strzelniczej będącej częścią lini umocnień Stellung A2. Czas żeby trochę rozprostować kości i przyjrzeć się pozostałościom historii.
Ruszamy dalej. Droga prowadzi nas przed siebie raz wąskimi wiejskimi dróżkami, innym razem szerszymi obwodnicami. Przez pola, lasy, doliny, między stawami rybnymi. Tu się pojawia stary cmentarz, tam zabytkowy kościół. Nie planowaliśmy zwiedzania niczego, dlatego też zdjęć z tych wszystkim miejsc nie mamy, ale na pewno tutaj wrócimy.
Kolejny postój w Racławicach. Widok na pomnik Bartosza Głowackiego i na kopiec Kościuszki, ten lokalny tamtejszy. Znowu chwila przerwy, niektórzy nie mogąc się już doczekać obiadu dobierają się samych kromek chleba.
Głodni i zmęczeni docieramy do prawdziwego celu naszej podróży. Postanowiliśmy przy okazji wycieczki odwiedzić naszego przyjaciela Mateusza. Mateusz absolwent mojego kursu, w tej okolicy oddaje się dłubaninie przy swoim ranczu. Miał być szybki grill, po jednej kiełbasce i w dalszą drogę. Okazało się, że Mateusz ze swoją uroczą żoną ugościli nas po królewsku. Zostaliśmy trochę dłużej niż planowaliśmy. Po jedzeniu ociężali z pełnymi brzuchami wgramoliliśmy się jakoś na siodła i ruszyliśmy dalej. Nie wiem jak reszcie ekipy ale dla mnie ten odcinek był bardzo męczący. Na własnej skórze przekonałem się jak bardzo spada koncentracja i refleks gdy w pełnym słońcu, po sytym objedzie trzeba jechać dalej. Odliczałem kilometry do kolejnego większego postoju, mocno walcząć z coraz cięższymi powiekami.
Zanim jednak jeszcze nastąpił postój, po drodze zajechaliśmy do Zalipia, z braku czasu i coraz większego zmęczenia, rzuciliśmy tylko szybko okiem na piękne kwiaty na elewacjach domów i obiecaliśmy sobie, że tutaj wrócimy na dłużej aby w spokoju pozwiedzać.
Powoli obieramy kierunek na zachód w stronę domu. Po drodze mijamy jeszcze niesamowitą konstrukcję, praktycznie pośród pól. Stadion zespoły z Ekstraklasy, Termalika Bruk Bet Nieciecza KS. Robi wrażenie, zwłaszcza gdy chwilę wcześniej mijało się małe wioski i pola uprawne, a tutaj nagle pojawia się taki kolos.
W drodze do domu, przejeżdżamy przez Szczurową i Ujście Solne, aby zrobić kolejny popas w miejscu absolutnie magicznym. Szczerze mówiąc, gdyby nie Basia i Dominik, to w życiu bym tutaj nie trafił. A każdy motocyklista z okolic bliższych i dalszych powinien to miejsce odwiedzić. Bezapelacyjnie. Ale co to za miejsce, jeszcze Wam nie zdradzę. Zrobię z tego osobną historię.
Jeszcze tylko wpadamy na chwilę na działkę naszych towarzyszy podróży, ścigamy się z sarnami oraz rozwiązujemy problem z kranikiem w Rebelce i powoli kilometr za kilometrem zbliżamy się do domu.
Wróciłem zmęczony ale szczęśliwy. Niby zmęczony a jednak wypoczęty. Wszystkie troski, zmartwienia i napięcia z całego tygodnia pracy rozwiały się gdzieś z wiatrem. Z wywietrzoną głową, zmęczony ale zrelaksowany można było udać się na odpoczynek.
Tym bardziej, że za tydzień kolejna eskapada. Już nie mogę się doczekać i przebieram nóżkami.
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, Basi, Justynce, Oli, Dominikowi, Adamowi i Mateuszowi za ten wspaniały dzień i cudowną wycieczkę.
Poniżej mniej więcej nasza trasa, a na końcu artykułu znajdziecie plik GPX, który możecie zaimportować na przykład do nawigacji, jeśli chcielibyście ruszyć naszym śladem.


















