Witajcie! Dziewiąty dzień naszej podróży przez Bułgarię. Dzień, w którym dopadł mnie kryzys. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kogo nigdy w dłuższej wyprawie nie dopadł jakiś kryzys. Psychiczny, fizyczny, metafizyczny, egzystencjonalny, finansowy. Niech każdy sobie coś wybierze.
Drugi dzień naszej pierwszej wyprawy zapowiadał się wspaniale. Co prawda wstawanie nie było łatwe, poranny rozruch organizmu też chwilę trwał po wczorajszej trasie i ognisku, ale czegóż nie zdziała lodowaty prysznic z samego rana? Rześki poranek zwiastował cudowną przejażdżkę. Jeszcze tylko pakowanie, ogarnięcie noclegowni i można ruszać w trasę. Przed nami trochę ponad 300 kilometrów. Dzisiaj raczej na luzie, bez parcia. Dzisiaj mamy się bawić zakrętami, podziwiać widoki i zwiedzać.
Każdy człowiek ma takie miejsce z dzieciństwa, do którego ciągnie go jakaś magnetyczna siła. Ja mam to szczęście, że takich miejsc mam dwa. Rabka i Sucha Beskidzka. Dwie miejscowości na myśl których robi mi się cieplej na duszy. A że jeszcze obie leżą w raju dla motocyklistów to szczęście już jest podwójne.
Ten wyjazd planowany był od dawna. W cztery dni zrobić jak najwięcej kilometrów, zobaczyć jak najwięcej miejsc, przejechać jak najwięcej ciekawych dróg. A wszystko to w ramach przygotowań do Projektu Gibraltar. Na początek spokojnie, objechać Mazury. Plan zrealizowaliśmy w 100%, chociaż musiały nastąpić drobne korekty. W sumie planowaliśmy zrobić 1500 km, a zrobiliśmy ich 1648. Ale od początku. Jest 29 lipca 2021 roku. Godzina 8.00, na placu manewrowym szkoły w której pracuję...