Każdy człowiek ma takie miejsce z dzieciństwa, do którego ciągnie go jakaś magnetyczna siła. Ja mam to szczęście, że takich miejsc mam dwa. Rabka i Sucha Beskidzka. Dwie miejscowości na myśl których robi mi się cieplej na duszy. A że jeszcze obie leżą w raju dla motocyklistów to szczęście już jest podwójne.
Data: | 25.07 i 08.08.2021 |
Odległość: | ok 250 km |
Czas: | ok 9 godzin |
Motocykle: |
Honda CB500 |
Ten wpis miał być w zasadzie o jednym wyjeździe. W dodatku takim, który odbył się jeszcze przed Mazurami, ale trochę się chronologia pomieszała. W związku z tym będzie to wpis o dwóch wyjazdach przed i po Mazurach, ale za to jedną i tą samą trasą.
Pierwszy raz pojechałem zaraz po tym jak skończyłem wykłady. Było to tydzień przed wyjazdem wakacyjnym. Można by rzec, że zrobiłem sobie rozgrzewkę. Żona wyjechała na praktyki, ja cały tydzień w pracy. W niedzielę zrobiła się piękna pogoda, w dodatku temperatura po południu była wręcz wymarzona do jazdy motocyklem. Do domu nie musiałem się spieszyć, więc wróciłem okrężną drogą.
Drugi wyjazd nadarzył się tydzień po Mazurach. Akurat żona wróciła już z praktyk, ja miałem dzień wolny, przy okazji zabraliśmy Kamila i ruszyliśmy tą samą drogą, którą pokonałem samotnie. Jest naprawdę rewelacyjna.
Ruszamy z Krakowa, tutaj bez kombinacji. Trzeba się dostać na Zakopiankę. Ale, żeby nie jechać nudną drogą nr 7, którą na tym odcinku już znamy na pamięć, skręcamy w ulicę Władysława Taklińskiego i kierujemy się do Skawiny. Po drodze mamy wspaniały punkt widokowy na erem oo. kamedułów wraz z kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na krakowskich Bielanach.
Mijamy szybko Skawinę, Radziszów i zbliżamy się do Sułkowic. Odcinek drogi nr 956 od Sułkowic do Zembrzyc nie jest jakoś wyjątkowo kręty, jednak pozwala się rozgrzać przed czekającymi nas serpentynami. Docieramy do Suchej Beskidzkiej. To tutaj spędziłem najwspanialsze chwile mojego harcerskiego życia. W zasadzie stąd dopiero rozpoczynał się szlak do chaty, która była schroniskiem Hufca ZHP Kraków Nowa Huta. Niezliczone biwaki, w lesie po środku niczego. Ogniska, kominki, całonocne śpiewanki, przyrzeczenia harcerskie i zobowiązania instruktorskie. Kilkanaście lat z życie młodego człowieka. Między innymi tutaj zawierało się przyjaźnie i znajomości na całe życie. Chata znajduje się co prawda bliżej przełęczy Przysłop, na którą niedługo wyjedziemy, jednak to tutaj wysiadając z wieczornego pociągu z plecakiem i gitarą człowiek zaczynał czuć dreszcze przygody a nogi same rwały do przodu by jak najszybciej być "u siebie". To tutaj też czekało się na dworcu PKP na pociąg do domu. Niestety obecnie dworzec stoi praktycznie opustoszały. Ludzie przestali jeździć pociągami, wybierając samochody lub busy. A szkoda. Do tej pory uwielbiam podróż pociągiem. Ten klimat jest niepowtarzalny. Dworzec stoi opustoszały, a przecież pamiętam jakby to było wczoraj, gwar ludzi, tłum podróżnych, kupowanie biletów w okienku, szukanie legitymacji wszystkich uczestników i ten zapach. Zapach kolei jest nie do podrobienia.
Przejeżdżamy przez Suchą kierując się w stronę Stryszawy. To tutaj zaraz zacznie się pierwsza z przełęczy tego dnia. Wspomniana już przełęcz Przysłop. Niestety zrobił się tutaj spory ruch więc mozolnie i powoli pniemy się za samochodami pod górę.
Jeśli będziecie tędy jechali, proponuję na szczycie przełęczy skręcić w lewo i odwiedzić pobliską wieżę widokową, z której rozciąga się przepiękny widok na Beskid i Babią Górę. Jadąc od tej strony, czeka nas 7 ostrych zakrętów w dół, więc jest okazja przypomnieć sobie wszystko to o czym mówił Tomek Kulik w Radomiu.
Lecimy dalej, w kierunku kolejnej przełęczy. Ta akurat jest znana chyba w całej Polsce. Przełęcz Krowiarki. Żeby tam dojechać, trzeba najpierw pokonać najdłuższą wieś w Polsce czyli Zawoję. Sama przełęcz również nie obfituje w tak liczne zakręty jak np. przełęcz Salmopolska ale po pierwsze, wiedzie przez cudowny las a po drugie ma trzy ostre nawroty, na których podczas naszego wyjazdu próbowałem zamknąć opony. Te trzy zakręty są tak rewelacyjne, że zawracamy i pokonujemy je jeszcze dwukrotnie, próbując za każdym razem jeszcze bardziej poprawić naszą technikę jazdy.
Zarówno podczas pierwszego samotnego i drugiego wspólnego wyjazdu pogoda dopisuje. W zasadzie jest identyczna. Rozpoczynamy wycieczkę pod chmurami, trochę straszącymi ewentualnym deszczem, żeby w czasie wyjazdu delektować się słońcem, błękitnym niebem i temperaturą idealną. Jest ciepło, ale nie gorąco. W takich warunkach nawet nie wiemy jak szybko mija czas.
Po zjechaniu z przełęczy lądujemy w Jabłonce, całkiem niedaleko granicy ze Słowacją. Na południe ruszymy innym razem. Dziś kierujemy się na północ w stronę Rabki Zdroju.
Rabka to drugie z miejsc, do których wracam, gdy tylko mam okazję. Dobrze się tutaj czuję, mam ogrom wspomnień. To tutaj przyjeżdżałem z rodzicami na ferie zimowe, do domy wczasowego Limba. tutaj jeździłem na sankach, tutaj dokarmiałem wiewiórki w parku, tutaj bawiłem się na nieistniejącej już ścieżce zdrowia. I co równie ważne, w tutejszym kinie Śnieżka oglądałem po raz pierwszy Króla Lwa. Ważne jest to dlatego, że w tym samym czasie, w tym samym kinie, ten sam film oglądał również moja przyszła żona. Rabka jest miejscem wyjątkowym, ciepłym, zaskakującym i pełnym możliwości.
Wjeżdżamy do Rabki w sposób obecnie nietypowy. Ulicą Jana Kilińskiego. Obecnie do Rabki wjeżdża się z drogi szybkiego ruchu S7. Ale jeszcze do całkiem niedawna to właśnie ul. Kilińskiego wiodła "zakopianka". Jakoś tak tkliwie się człowiekowi robi, gdy pomyśli, że jeszcze kilka lat temu stał tutaj w wielokilometrowych korkach, a obecnie droga wygląda jak bez życia, jak zwykła droga osiedlowa.
Mijamy Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce i jedziemy do centrum. Przy dworcu PKP i pomniku św. Mikołaja skręcamy w prawo. Jedziemy wzdłuż Parku Zdrojowego i szukamy miejsca gdzie zjemy obiad. Miasto tętni życiem. Bardzo mnie to cieszy. Moja dusza się wręcz raduje. Pamiętam przełom lat 80/90. Tłumy ludzi, wszystko pootwierane, gofry, zdjęcia z misiem, itp. Pamiętam też przełom lat 90/00. Wtedy miasto prawie umarło. Minimalna ilość turystów, wszystko pozamykane, w parku można było spotkać tylko nielicznych. Bardzo mnie cieszy, że Rabka obecnie przeżywa swój renesans. Fontanny znowu działają, muszla koncertowa została przebudowana, w parku w niedzielę słychać koncert orkiestry, dzieci biegają i gonią wiewiórki, nawet stare, wydawać by się mogło, że nadające się już tylko do rozbiórki wille, obecnie są w remoncie.
To miasto na to zasługuje. Rabka-Zdrój jest miastem uzdrowiskowym. Uzdrowisko powstało tutaj już w 1860 roku. Niedługo później otwarto tutaj pierwszy w Polsce i trzeci w Europie, Zakład Leczenia Dzieci. Rabka w roku 1996 na wniosek Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu uzyskała tytuł Miasta Dzieci Świata. Z tego też powodu w roku 2004 postawiono tutaj pomnik św. Mikołaja.
W Rabce każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Jest lunapark - Rabkoland, gdzie do niedawna można było jeszcze wziąć udział w wyścigu sedesów. Jest teatr Rabcio. Jest muzeum Rekordów i Osobliwości. Są też szlaki turystyczne na wszystkie szczyty okalającego Beskidu, są stoki narciarskie i cała masa innych atrakcji.
Gdy byłem tutaj podczas samotnego wyjazdu, nie mogłem oprzeć się pokusie, żeby zrobić sobie krótki spacer po miejscach, które pamiętam z dzieciństwa. Każdy ma takie miejsce, do którego chętnie wraca i w którym cieplej się robi na sercu. Każdy ma takie miejsce, o którym może wspominać i rozmawiać godzinami. Ja mam Suchą Beskidzką i właśnie Rabkę.
Podczas tego spaceru trafiłem akurat na festiwal foodtrucków. Za drugim razem zatrzymaliśmy się knajpce o prostej nazwie "Prosty Temat". Ceny do przyjęcia, klimat bardzo miły a jedzenie? Ogromne porcje, z których aż żal zostawić cokolwiek. Zamówiliśmy przepyszne burgery i lody.
Po obżarstwie czas ruszać w drogę. Wycieczka która miała nam zająć najwyżej 5 godzin już rozwlekła nam się na cały dzień. Ale po co się spieszyć gdy jest tak cudownie?
Wracamy przez Mszanę Dolną, ale tutaj kierujemy się na mało znaną, malutką ale bardzo klimatyczną przełęcz Jaworzyce. Potem już standardowo Dobczyce i Wieliczka. Zmęczenie już daje się nam powoli we znaki. Zakręty nie wchodzą tak gładko, tyłek zaczyna marudzić.
Jeszcze tylko przelot przez Brzegi. Miejsce gdzie w 2016 roku odbyły się Światowe Dni Młodzieży. Pamiętałem to miejsce jako drogę przez pola. Kompletnie nic tu nie było. Teraz Kampus Misericordie, brama Miłosierdzia, park a kawałek dalej Wielicka Strefa Ekonomiczna z ogromnymi halami magazynowymi. Wszystko się zmienia.
Ostatnie kilometry i jesteśmy w domu. Zmęczeni ale szczęśliwi. Spędziliśmy cudowny dzień, kręcąc się po mniej lub bardziej nam znanych miejscach. Cieszę się, że mogliśmy pokazać te miejsca Kamilowi, cieszę się, że wraz z nim i moją żoną mogłem przejechać jeszcze raz tą wspaniałą trasę.
Joomla Extensions